A A A

ZNACZENIE CZYNNIKÓW OSOBISTYCH DLA POROZUMIENIA I WSPÓŁPRACY

kryzy­sową, powodującą cierpienie lub co najmniej różne trudności życiowe. Nowotwór jest czymś więcej niż zbiorem złożonych zagadnień biologicznych, lekarskich i społecznych, wymaga­jących rozwiązania. Nie ulega wątpliwości, że ludzie chorzy potrzebują pomocy, ale potrzebują jej również ci, którzy nio­są im pomoc. Istnieje bardzo wiele określonych zagadnień w problematy­ce nowotworów złośliwych, które mogą być rozwiązane cał­kowicie przez naukę i medycynę. Wiele zagadnień zostało już rozwiązanych dzięki gorliwym wysiłkom specjalistów, wiele innych zostanie rozwiązanych w przyszłości. Jednakże w ca­łej zawikłanej sytuacji spowodowanej chorobą istnieją również trudne zagadnienia, które nie mogą być rozwiązane jedynie przez wzmożenie badań naukowych. Są to zagadnienia wyni­kające z sytuacji wszystkich osób mających do czynieni z chorobą, a więc zarówno chorych, jak i tych, którzy niosą im pomoc. Mamy tu bowiem do czynienia z osobistym i w swej istocie najbardziej ludzkim problemem: z zagadnieniem cho­roby. Banalnie brzmiałoby przypomnienie, że nie powinniśmy tracić z oczu samego chorego, gdy w usiłowaniu niesienia po­mocy chorym w ich walce z chorobą koncentrujemy nasze wysiłki głównie na dostępnych środkach technicznych, który­mi rozporządzamy. Mniej banalne będzie, być może, twierdze­nie, że nie powinniśmy tracić z oczu indywidualnego pracownika, jeżeli usiłujemy na szczeblu naszej organizacji pomaga uczonym, lekarzom i pracownikom społecznym w ich kłopo­tach ograniczając się jedynie do technicznej ekspertyzy naszego systemu 'Organizacyjnego. Dla chorego przebywającego w szpitalu choroba nowotworowa jest nie tylko 'Skomplikowanym zbiorem problemów naukowych, lekarskich i społecznych. Odczuje on z przykrością, że on sam nie został dostrzeżony, jeżeli będzie traktowany jako przypadek wymagający rozwiązania. Podobne uczucie może powstać u zapracowanego naukow­ca lub lekarza. W tych warunkach instytucja przeciwrakowa może łatwo stać się dla lekarza jeszcze jednym obciążeniem, jeżeli kierują nią bezosobowe, pozbawione oblicza komitety lub nieruchawe machiny administracyjne. Struktura administracji lub organizacji, jeżeli nie jest ży­wa, stanowi niejako „anatomię", która nie interesuje nikogo (z wyjątkiem administracyjnego anatoma). Cóż więc dodaje jej życia i zdolności do przetworzenia myśli i uczuć w czyn? Liczy się tylko takie współdziałanie, w którym każdy, kto bie­rze udział, daje również od siebie swój własny wkład. Taki duch panuje mocniej niż kiedykolwiek w Międzyna­rodowej Unii do Walki z Rakiem i takie nastawienie stało się przyczyną powołania do życia Brytyjskiej Rady do Walki z Rakiem. Jakież inne powody mogłyby pobudzić tak liczne grono wybitnych osobistości czynnych w dziesiątkach organi­zacji do skwapliwego uchwycenia sposobności ściślejszego współdziałania? Jestem pewien, że wszyscy podzielamy prze­konanie, że lepsza wymiana informacji stworzy możliwości bliższego kontaktu nauki z praktyką, co z kolei będzie sprzyjać głębszemu wzajemnemu zrozumieniu i bardziej wydajnej pracy. Przetwarzanie i przekazywanie informacji: Pojęcie przetwarzania informacji wydaje się złożone, ale jed­nocześnie dostatecznie zrozumiałe i tak przedstawia się ono istotnie w praktycznej wymianie informacji. Ale i tutaj napo­tykamy na bardzo ważny aspekt, w którym wspomniane nie­uchwytne czynniki uczuciowe i intuicyjne mogą grać wielką rolę. Chodzi mianowicie o to, w jaki sposób informacje są zbierane i do kogo kierowane. W dzisiejszych czasach nikt już nie może mieć uniwersalnej wiedzy o wszystkim i dlatego zwracamy nasz wzrok z nadzie­ją, ale i obawą, ku komputerom z ich szybką obsługą informa­cyjną. Obawa zaś rodzi się ze zrozumienia, że komputery nie są zdolne udzielić prostej odpowiedzi na złożone zagadnienia, a niekiedy nawet na zagadnienia proste. Liczba informacji zwiększa się tak szybko, a zaufanie co do niektórych budzi tyle wątpliwości, że chyba nie będziemy . w lepszej sytuacji, kiedy skomputeryzowane biblioteki będą nas obdarzać setkami odpowiedzi na takie pytania, których precyzyjne sformułowanie jest trudne, a nawet niemożliwe. Istnieje jednak druga możliwość — stary sposób osobistego porozumiewania się. Żaden komputer nie może napisać listu czy w telefonicznej rozmowie prosić o wyjaśnienia. Znacznie prędzej niż jakikolwiek komputer dostarczy informacji dysku­sja pomiędzy małą grupą wyszkolonych fachowców a dużym i odpowiedzialnym zespołem dyskutantów, którzy w zakresie swych specjalności mają pełną wiedzę o dyskutowanym przed­miocie. Będziemy na pewno potrzebowali komputerów, ale będziemy również' potrzebowali specjalistów nowego typu do przetworzenia informacji. Muszą oni wziąć na siebie trud se­lekcjonowania i tłumaczenia tych informacji z jednego specja­listycznego języka na drugi. Staną się oni niejako antytezą specjalistów w tym znaczeniu, że będą mieli ogólną wiedzę o bardzo wielu rzeczach. Powinni oni być także świadomi róż­norodności potrzeb informacyjnych naukowców badających różne aspekty chorób nowotworowych. Im właśnie przypadnie w udziale ocena, komu zadawać pytania i dokąd kierować in­formacje. Osobnym bowiem zagadnieniem jest określenie kierunku, w którym powinien płynąć nurt informacji. Wszyscy kroczy­my wspólną drogą, aby nieść pomoc pacjentom. Jesteśmy więc skłonni przyjąć pewnego rodzaju hierarchiczny porządek przekazu. Badacz powiadamia lekarza o wynikach swych ba- dań, a lekarz z kolei stosuje te osiągnięcia w leczeniu chorych, oczywiście nie zawsze bezpośrednio, lecz również przy pośrednie ogniwa przekazu. Większość naukowców i lekarz zgodzi się zapewne z poglądem, że ten mechanizm przekazywania powinien działać również w odwrotnym kierunku. Gd by specjaliści wyższej rangi chcieli się zapoznać bliżej z świadczeniem „mniejszych" specjalistów, to okazałoby się ni wątpliwie, że istnieje wciąż jeszcze mnóstwo spraw, który lekarz mógłby się nauczyć od swych pacjentów, a uczony lekarza. Co się tyczy naukowców, to od dziesiątków lat skupia oni swą uwagę na wczesnych okresach rozwoju pierwotne; ogniska nowotworu, a zwłaszcza na mechanizmach jego powstawania i wywoływania. Stanowi to oczywiście rozsądne zasadnicze podejście, jednakże odczuwa się powszechnie potrze) położenia większego nacisku na badania doświadczalne ni procesem rozsiewu wtórnych ognisk nowotworu. Badacze i I karze powinni mocniej uzmysłowić sobie fakt, że wcześniej pierwotny nowotwór nigdy nikogo nie zabił. Jedna z najbardziej bezpośrednich dróg porozumienia i współpracy między chorymi a lekarzami otwiera się w działalności rehabilitacyjnej. Tam bowiem chorzy mogą być po mocni w doskonaleniu metod, ułatwiających przezwyciężani obciążeń psychicznych, które powstały w trakcie leczeni raka. Za przykład takiej współpracy niech posłuży widzialność utworzonego w Stanach Zjednoczonych zespołu, który udzie la bardzo cennej pomocy chorym, u których wykonano odjęcie sutka z powodu raka. Starannie dobrane ochotniczki, które same były poddane takiej operacji, współdziałają z personelem szpitalnym udzielając praktycznej pomocy pacjentkom oczekującym na tę operację. Opierając się na własnym do świadczeniu, udzielają porad w drobnych, ale ważnych sprawach. Przybywają do szpitala ubrane gustownie i elegancko Mając więcej czasu niż lekarze i pielęgniarki mogą doda< otuchy tym chorym, które nie potrafiłyby same wygrać walki o zachowanie pozorów i o możliwość pełniejszego życia Udzielają rady, jak sporządzić ulepszone sztuczne piersi, jak zmienić sposób ubierania się, a jednak dotrzymać kroku mo­dzie i jakie należy wykonywać ćwiczenia, które ułatwiają np. układanie uczesania. Okazało się, że nie zabrakło rozsądnych i wrażliwych kobiet, które podjęły się tego zadania, zdobyły uznanie lekarza i mogą zyskać wielkie zaufanie chorych. Wiele innych osób udziela swej pomocy w różnych dziedzinach rehabilitacji cho­rych na raka, przyczyniając 'się do wzbudzenia w nich chęci do życia i ułatwiając im powrót do normalnego życia.